Podjęte rozterki.
Zdecydowałam, ale myślę że to pod wpływem presji. Gdyby to tylko i wyłącznie zależało ode mnie, nigdzie bym się nie ruszyła. Nigdzie. Dobrze mi tutaj. Mój dom, mój świat. Ja. Moje ja. Moje dzieci, ich ja, ich życie. Priorytet mój. A teraz wyrywam nas, z korzeniami, do innego kraju. Będziemy tam żyć. Żyć? Nie wiem czy ja tam będę żyła, czy tylko wegetowała. Ból sprawia mi miśl, że dzieci muszą iść do obcej szkoły w obcym kraju. Będą mówić, i uczyć się obcego języka. Będą miały przyjaciół obcokrajowców. Będzie im trudno, będzie im ciężko. Żle mi z tym. Kurde. Nie chcę tego. Ta ich szkoła jest dla mnie taka ważna. Gdyby nie trzeba było chodzić do szkoły... Było by super. Nie chcę tracić, nie chcę zostawiać tego co mam. Nie chce iść w nowe, nieznane.